sobota, 1 stycznia 2011

Notki z kwietnia 2010

01.04.2010 15:35 17
Spóźniony express naszej demokracji
W "Obywatelu" -  termin. Miałam pisać felieton ostatniego dnia marca. O czym, skoro rzeczywistość, którą śledzę w mediach obezwładnia. Fasadowość demokracji, niemoc państwa, partyjne igrzyska piarowców za pieniądze podatników… W folderze, w którym notuję absurdalne procedury urzędnicze i pomysły polityków na poprawienie jakości życia bywateli mam 123 dokumenty… Po co pisać?… Trzeba cos zrobić…. A nie wiadomo właściwie co…

Odłożyłam więc pisanie „do jutra” czyli do dziś i mnie pokarało. Pierwszego dnia kwietnia przejrzałam bowiem nagłówki wiadomości w e-gazetach i portalach – prawie każdy brzmi jak  ponury primaaprilisowy żartem. 

Prezenter tv ma być jutro ścięty za czary… Za wizytę Kaczyńskiego w Moskwie powinniśmy coś dostać… Psie kupy w końcu pod kontrolą… Nie ruszył proces autolustracyjny znanej dziennikarki… Drzewiecki pozwie dziennikarza za „dziki kraj”…

Czemu mi się nie chce śmiać?

XXX
Zawzięłam się. Że znajdę coś co opisały media - a co ma sens. Co „działa”. Jak trzeba. Dla dobra Obywateli.

I proszę: mam. Choć to z dziś, więc też może być primaaprilisowym żartem. Ale może jednak nie?
 Sąd nakazał dziś wstrzymanie eksmisji mieszkańców domu, który na powrót przyznano Agnes Trawny. Sąd Okręgowy w Olsztynie uznał, że rodziny Moskalików i Głowackich z domu w Nartach nie mogą zostać usunięte dopóki gmina nie zapewni im lokalu zastępczego.
W ten sposób anulowano orzeczenie sądu w Szczytnie w listopadzie ubiegłego roku, który zdecydował, że eksmisja może się odbyć nawet bez przyznania lokali zastępczych. Obie rodziny odwołały się od tamtego wyroku
Znaczy Sąd Apelacyjny  powiedział do Sądu Okręgowego; mój drogi, własność własnością ale ludzie liczą się przede wszystkim…Weź to następnym razem pod uwagę, skoro z jakiegoś powodu zapomniałeś.…

Pogrzebałam jeszcze w notatkach i linkach, które zostawiam sobie, bo mogą się kiedyś przydać. I mam. Co prawda sprzed dwóch i pól miesiąca ale mam!  Najpierw jest, co prawda, ponuro:
Dwa tygodnie Sąd Apelacyjny w Gdańsku nakazał gminie Gdańska oddać zabytkową Basztę Latarnianą spadkobiercom rodziny Trenks-Kranz. Wyrok jest prawomocny.
…Gdańsk podobnych spraw o nieruchomości w ścisłym centrum przegrał już blisko dziesięć. Na rozstrzygnięcie czeka kolejnych 13. Dotyczą m.in. ul. Szerokiej 121/122, gdzie biuro poselskie ma premier Donald Tusk.
- Wszystkie opierają się na tym samym schemacie… - to spadkobiercy osób, które odbudowywały Gdańsk po zniszczeniach wojennych.
… Jak twierdzi Nowosielski w samym Gdańsku szanse uzyskania własności otrzymało ponad 100 rodzin. Nie wiadomo, ile może być podobnych roszczeń w innych miastach.

No ale dalej wreszcie coś, co naprawdę ma sens:

Władze Gdańska uspokajają mieszkańców nieruchomości objętych rewindykacją. - Jako pierwsze miasto w Polsce przyjęliśmy uchwałę, która gwarantuje najemcom, którzy stracą lokale z inicjatywy nowego właściciela domu, że poza kolejnością dostaną lokale komunalne- mówi wiceprezydent Lisicki.http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7564145,Zbudowali_kamienice__I_odbieraja.html

Dwadzieścia lat po odsunięciu od władzy peerelowskich decydentów, decydenci przez nas desygnowani, samorządowi, wreszcie zrobili coś, co powinni zrobić dawno temu i wszyscy naraz, w całej Polsce. Dali ludziom gwarancję, że „święte” prawo własności nie będzie dla nich oznaczać zwyczajnej eksmisji. Przywrócili podstawowe poczucie bezpieczeństwa i zaufania do państwa.

Nie wiem czy za Gdańskiem poszły już inne miasta, czy nadal jest  on „pierwszy w Polsce” i jedyny. Z nadzieją że nie, będę jutro wspominać Jana Pawła II a w Niedziele siądę trochę spokojniej przy Wielkanocnym stole.

A dziś, wyślę jeszcze do diabła Prima Aprilis.

17 komentarzy


12.04.2010 12:31 8
... te pokolenia żałobami czarne...
dla Aspiryny

Pod tekstem Igora "Niech to nas wzmocni"-  próba zrozumienia lekcji, którą dostaliśmy od Góry. Igor namawia do szanowania się nawzajem. Janina Jankowska pisze, że wreszcie trzeba toczyć spór a nie walczyć. Corrigenda: celem nie jest zgoda ale prawda.
Ty,  Aspiryno, piszesz gorzko: 
Mediowanie w kwestii prawdy...
Porozumiewanie się w kwestii oszustw i zbrodni...
Możliwe rozwiązania między
tyranem a niewolnikiem,
szydercą a niemym,
złym a niewinnym... itd.
Tego nie ma.I - jak rozumiem - wedle Ciebie być nie może.
XXX
Celem nie jest zgoda ale prawda. Tak.
Dodałabym: tak, celem nie jest zgoda ale prawda i znalezienie - wobec tej prawdy - rozwiązań, które umożliwią lepsze życie.
Piszesz: Między tyranem a niewolnikiem, miedzy szydercą a niemym, złym a niewinnym - nie ma możliwości znalezienia rozwiązań.

Tylko czy to jest prawda, że po jednej stronie jest tyran a po drugiej niewolnik; po jednej szyderca a po drugiej niemy; po jednej zły a po drugiej niewinny?
Słowa maja ogromną moc. Bywają jak sztylety przecinające powietrze i raniące serca.

Ale nawet jeśli oni są tyranami - czy my na pewno jesteśmy niewolnikami?
Nawet jeśli oni są szydercami - czy my na pewno jesteśmy niemi?
Nawet jeśli oni są źli - czy my na pewno jesteśmy niewinni?

Jest możliwe znalezienie rozwiązań
- między tym, kogo nawet uznamy za tyrana a kimś, kto rozumie swoje ograniczenia ale jest też świadomy własnej siły;
- między tym, kogo nawet uznamy za szydercę  a kimś kto potrafi mocno stać po stronie swojej prawdy - tak jak ją widzi;
- między tym, którego nawet uznamy za złego a kimś, kto ma świadomość własnych słabości i zaniechań.

Słowami nadajemy znaczenie rzeczywistości. Potem nazywamy to prawdą.
Słowami wyostrzamy obraz.
Ale możemy przecież pamiętać, że to tylko wyostrzenie, które sami  uczyniliśmy, żeby coś stało się bardziej wyraźne.
Możemy używać  słów, które wydobędą z rzeczywistości ten aspekt, który do tej pory pomijaliśmy.

xxx
Obudziłam się dziś z tym zdaniem:
…te pokolenia żałobami czarne...
Otworzyłam "Pana Tadeusza" i odkryłam nową twarz Starego Wieszcza. Nie pamiętałam, że aż tak dobrze rozumiał mechanizmy rządzące polskimi duszami: wiedział skąd nasze nieustanne poczucie winy prowadzące do nieufności wobec każdego, skąd nasza bezradność i wściekłość.
O tem-że dumać na paryskim bruku,
Przynosząc z miasta uszy pełne stuku
Przekleństw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów,
Zapoznych żalów, potępieńczych swarów!
Biada nam zbiegi, żeśmy w czas morowy
Lękliwe nieśli za granicę głowy!
Bo gdzie stąpili, szła przed nimi trwoga,
W każdym sąsiedzie znajdowali wroga,
Aż nas objęto w ciasny krąg łańcucha,
I każą oddać co prędzej ducha.
A gdy na żale świat ten nie ma ucha!
Gdy ich co chwila nowina przeraża,
Bijąca z Polski jak dzwon ze smetarza,
Gdy im prędkiego zgonu życzą straże,
Wrogi ich wabią zdala jak grabarze!
Gdy w niebie nawet nadziei nie widzą!
Nie dziw, że ludzi, świat, siebie ohydzą
Że utraciwszy rozum w mękach długich,
Plwają na siebie i żrą jedni drugich.
Chciałem pominąć, ptak małego lotu,
Pominąć strefy ulewy i grzmotu
I szukać tylko cienia i pogody,
Wieki dzieciństwa, domowe zagrody...
Jedyne szczęście, kto w szarej godzinie
Z kilku przyjaciół usiadł przy kominie,
Drzwi od Europy zamykał hałasów,
Wyrwał się z myślą ku szczęśliwszym czasóm
I dumał, myślił o swojej krainie.
Ale o krwi tej, co się świeżo lała,
O łzach, któremi płynie Polska cała,
O sławie, która jeszcze nie przebrzmiała!
O nich pomyślić nie mieliśmy duszy...
Bo naród bywa na takiej katuszy,
Że kiedy zwróci wzrok ku jego męce,
Nawet Odwaga załamuje ręce.
Te pokolenia żałobami czarne
Powietrze tylu klątwami ciężarne,
Tam myśli nie śmiała zwrócić lotów
W sferę, okropną nawet ptakom grzmotów.
O Matko Polsko! ty tak świeżo w grobie
Złożona - niema sił mówić o tobie!
Ach, czyjeż usta śmią pochlebiać sobie,
Że dzisiaj znajdą to serdeczne słowo,
Które rozczula rozpacz marmorową,
Które  serc wieko podejmie kamienne,
Rozwiąże oczy tylą łzą brzemienne,
I sprawia, że łza przystygła wypłynie?
Nim się te usta znajdą, wiek przeminie…
Pomyślałam: może właśnie ten wiek przeminął? Może da się teraz inaczej?  Może to właśnie  jesteśmy winni Tym, którzy przez katyński, dyskretny właz do Nieba - jak mówił Prymas - odeszli i patrzą teraz na nas.

8 komentarzy


13.04.2010 12:39 55
…co zrobiliście salonowi, tak jakbyście Polsce zrobili…
Czytam tekst Igły.
Tekst wyrzucony przez Właścicieli po kilku chwilach istnienia w salonie. Kilka osób zdążyło go przeczytać, wiesława - skopiować.
Igła tworzył klimat pierwszego salonu.  Kogo wtedy nie było - ten nie wie. „Rzeczpospolita Poprawiona” – taki był wspólny plan blogerów, w którym i ja brałam udział. Skończyło się odejściem Igły do Tekstowiska. Wczoraj,  w dniu, w którym wciąż zapalamy kolejne świece, Igła przyniósł do salonu  pierwszy po długiej tu nieobecności tekst. Nazywa się „po igłowemu”:  Zdrada, ułani & trzy worki złota

Zniknął tekst Igły, potem i  tekst Jacka Jareckiego upominającego się o niego. Zniknęły komentarze pod tym tekstem. Kiedy o tym rozmawialiśmy już pod inną notką Jacka, napisałam, że  salon jest jak Polska – to co Właściciele zrobią salonowi, tak jakby Polsce zrobili.
xxx
Czytam teraz tekst Igły, który przyszedł mailem i zaczynam się bać. Używa mocnych słow. Pisze o zdradzie. Nie wierzy w przypadek – raczej w tajny plan.
Boje się, czytając. To mój strach przed używaniem słów aż tak mocnych.
Ale przecież w głębi serca, w prawdziwej głębi swojego serca – tak samo jak Igła nie ufam gestom rosyjskich polityków. Przecież o tym wiem. Gotowa jestem wziąć te rosyjskie gesty za dobra monetę ale ta nieufność i we mnie jest. I własny strach przed tą nieufnością.

xxx
Janek Pospieszalski opowiadał, że kiedy ludzie czekający na Prezydenta w Katyniu dowiedzieli się o katastrofie – nagle wszyscy chcieli natychmiast, jak najprędzej, znaleźć się w Polsce. Ktoś inny mówił w tv, że kiedy przekroczyli wreszcie  polską granice – poczuli wielka ulgę, choć przecież była tak nieracjonalna. Ktoś powiedział – jeszcze w katyński lesie, że taką właśnie cenę – życia -  płaci się za prawdę wydzieraną sowieckiemu czy postsowieckiemu imperium.

xxx
Ten strach jest w nas. Jest w Polsce.  W dużej jej części.
Igor i Radek, wyrzucając z salonu tekst Igły i Igłę samego – wyrzucają tę część Polski poza „główny nurt” W  nim wciąż nie ma miejsca dla polskiego strachu.

Trochę Ich  rozumiem. Boją się. Tak jak ja się bałam, zaczynając czytać tekst Igły. Bo jeśli powiemy o naszym strachu i nieufności tak głośno, tak wyraźnie i przejmująco jak Igła – coś, najwyraźniej,  może się stać.

xxx
Nie wolno było nam, Polakom, mówić o tym w peerelu. Cenzura, zapisy na konkretne nazwiska… Teraz niby wolno ale wciąż musimy bardzo ważyć słowa. 
Salon jest jak Polska. Jeśli Właściciele robią coś salonowi, tak jakby Polsce to  robili. A Polska nie zasługuje na to, żeby wciąż i wciąż tłumić to, co jest na samym dnie serc. Bo to jest. I jeśli nie pozwolimy temu się wyrażać, nigdy się w nas nie zmieni.  Nie przetransformuje.
Igorze, Radku - dostajecie szansę. Możecie pomóc Polsce w tym ważnym procesie. Skorzystajcie.

55 komentarzy


16.04.2010 09:57 6
Co mówi Niebo?
Chmura.
Nie przylecą na pogrzeb.
 
Mamy tu być sami.
 
Skupić się na swoich własnych uczuciach.
Poczuć, że w chwili śmierci każdy jest najgłębiej - sam.
I sam musi znaleźć sposób na życie od nowa.
Mądre życie od nowa.
We wspólnocie, która pamięta co dzień, że Życie i  Śmierć to tylko dwie strony tego samego medalu. Wobec których  wszyscy jesteśmy jednakowi.
 
6 komentarzy


25.04.2010 12:32 16
Tworzenie mgły.
W jazgocie, którym w drugim tygodniu po katastrofie znów zapełniamy przestrzeń miedzy sobą,  prawie nie słychać tego, co najważniejsze.
Że lecieli uczcić tych z Katynia. Że zginęli. Że była ich prawie setka. I że potem przyszła mgła. Chmura tez. Ale i mgła.

xxx
Do tej pory automat, który jakoś zainstalował mi się w głowie, sprawiał, że kiedy dowiadywałam się o śmierci, zaraz zaczynałam się modlić. Czasem po buddyjsku, czasem po katolicku. Teraz automat włączył się dopiero dobrą godzinę po tym jak przeczytałam w internecie pierwszą wiadomość i zaraz potem włączyłam telewizor.
Przez półtora dnia nie wiedziałam co właściwie czuję. Dopiero po południu w niedzielę dotarło do mnie że jestem potwornie smutna, że strasznie mi żal i że ciężko… Przez cały ten czas od soboty rano rozumiałam co się stało, jednocześnie kompletnie tego nie rozumiejąc. Niewiarygodne – powtarzałam tylko.

xxx
W poniedziałek trzeba było zrobić zakupy. Szłam cichą, słoneczną ulicą, na trawnikach błyskały mlecze, kwitły już forsycje. Z otwartego okna na piętrze słychać było  ten czysty, dźwięczny hejnał grany na wojskowej trąbce… jak to na wojence ładnie… Bo przyjechały kolejne trumny.

xxx
Krążąc między Krakowskim Przedmieściem - na którym ludzie płakali i zapalali kolejne znicze - a telewizorem, do którego przykleiłam się po strzępy informacji i  relacje z kolejnych konduktów, chyba czwartego dnia po katastrofie uświadomiłam sobie, że w tej żałobie jest coś absolutnie mojego i naturalnego. Że dobrze mi z tą żałobą. Bo w kraju owładniętym kłótniami i biurokracją, korupcją i codzienną zawiścią, wreszcie ludzie  są czymś zjednoczeni. Wreszcie z telewizora mówią do mnie o rzeczy naprawdę ważnej – bo taka właśnie jest śmierć.  Wreszcie nie traktują jak debila, który po to jest by kupować i kupować, bo nie wciskają reklam, co do których jako wolny obywatel mam wybór, bo mogę nie oglądać. Wreszcie dziennikarze mówią powoli i ściszonymi głosami. Wreszcie muzyka jest na takim poziomie, żeby towarzyszyć a nie atakować.

xxx
Ołtarz na Placu Piłsudskiego – to było już tydzień po. Magda Środa już dawno zdążyła ogłosić koniec żałoby. Andrzej Wajda, dzięki któremu Rosjanie mogli obejrzeć „Katyń”, już dawno zdążył zawetować Wawel. Olga Tokarczuk też już zdążyła nazwać żałobników plemieniem i ogłosić, że jest tym przerażona. Już rozgorzała kłótnia o to kto ma prawo do żałoby a kto nie. Nawet mój stary mistrz od buddyzmu i psychoterapii zdążył już pouczyć Naród w Gazecie, że nie ma się co ten naród mistycznie nastrajać, że ma Naród trzeźwo patrzeć na ten splot przypadków.
A przecież wiem swoje. Że gdyby lecieli do jakiegoś tam Paryża i spadli, to by była „zwykła” katastrofa. Ale że lecieli do Katynia, to to jest czysta polska metafizyka. I nic więcej.

xxx
Przed katastrofą myślałam, że żyję w kraju wolnym choć niesprawiedliwym. Po katastrofie kraj dalej jest niesprawiedliwy, ale nie jestem pewna czy wolny. I  nie jestem pewna kto nam tę wolność zabiera.

xxx
Janek Pospieszalski, który tak już ośmieszył w swoim programie sens rozmawiania, że trudno mi o nim dobrze myśleć, wracał z Katynia pociągiem, razem z Rodzinami Katyńskimi. Opowiadał, że kiedy ludzie czekający na Prezydenta w Katyniu dowiedzieli się o katastrofie – nagle wszyscy chcieli natychmiast, jak najprędzej, znaleźć się w Polsce. A kiedy przekroczyli wreszcie polską granicę – poczuli wielka ulgę, choć przecież była tak nieracjonalna. Ktoś powiedział – jeszcze w katyńskim lesie, że taką właśnie cenę – życia - płaci się za prawdę wydzieraną sowieckiemu czy postsowieckiemu imperium. Ten strach jest w nas. Jest w Polsce.
Ale jeden będzie płakał nad swoim strachem, drugi ten strach zakrzyczy i zadekretuje – nie z mocy prawa tylko posiadanej pozycji -  natychmiastowe pojednanie między Polakami i Rosjanami.

xxx
Na placu Piłsudskiego byłam ze Znajomą. Która tam poszła, żeby zobaczyć jakie jest dziś miasto. Nie lubi polskiej metafizyki, polskiej żałoby, polskiego męczennictwa i ofiarnictwa i tego cholernego katolicyzmu.
Poprosiłam, żebyśmy teraz o tym nie rozmawiały.
Widocznie moje teraz  było za mało wyraźne, bo usłyszała, że już nigdy  nie chcę o tym rozmawiać.
Oburzyła się więc, że znów, jak zwykle w tej całej Polsce, nie ma miejsca dla jej poglądów. Że znów, jak zawsze tutaj, chce się jej i jej podobnych głos odsunąć. Zmarginalizować.
A przecież o marginalizowaniu zwykle mówią ludzie z drugiej strony polskiej barykady. Ci dla których Bóg, Honor i Ojczyzna  brzmią wystarczająco nowocześnie. I to oni zwykle maja poczucie, ze nikt ich w tek liberalnej i niby europejskiej Polsce nie chce słuchać. Że to właśnie ich się marginalizuje.
Więc jedni boja się, że ci drudzy zaraz im każą wierzyć w to, w co oni wierzyć nie chcą.
Drudzy boją się że to ci pierwsi zaraz im każą wierzyć w to, w co oni wierzyć nie chcą.
Obie, z moją Znajomą, miałyśmy ochotę natychmiast się rozstać, iść sobie, nie być z tą drugą, która tak inaczej myśli. Postanowiłyśmy, że spróbujemy jednak być po mszy razem. Przez jakiś czas rozmawiałyśmy ostrożnie, pytając się nawzajem czy temat, który każda z nas podejmuje jest wystarczająco bezpieczny dla drugiej. Potem znów mogłyśmy się słuchać. I słyszeć, że ta druga inaczej myśli.

xxx
Wracałam parę godzin po mszy na Placu Piłsudskiego niemal pustym Nowym Światem. Nieliczni, których mijałam szli w przeciwną stronę – wciąż pod Pałac Prezydencki. Ławki na Krakowskim Przedmieściu grają teraz Chopina. Siadasz albo stoisz, naciskasz guzik i ławka gra. Jedna Walca minutowego, inna Etiudę Rewolucyjną, kolejna – Marsza Żałobnego. I właśnie mijając tę z Marszem - która stoi dokładnie na granicy Krakowskiego i Nowego Światu -  poczułam swoje własne serce.
Poczułam, że  ono musi się jakimś cudem fizycznie rozszerzyć, żeby zrobić przestrzeń i dla tej mojej Znajomej z Placu, która ma poczucie, że się ją marginalizuje i dla tych, których znam na przykład z salonu24 i którzy także żyją w przekonaniu, że są stroną wciąż nie dość słyszaną.
I pomyślałam, że jeśli w każdym z nas to serce się rozszerzy, jeśli każdy stworzy w ten sposób przestrzeń, która będzie w stanie zmieścić i jedną i druga opcję, Każdego, kto myśli inaczej – wtedy wreszcie przestaniemy się przekrzykiwać a zaczniemy słuchać. Drobiazg w sumie. Trzeba tylko zostać świętym. Taka polska specyfika  można by powiedzieć. Zadanie dla tych, którzy przeżyli. Brzmi idiotycznie.
A zresztą…
W Wyborczej  już napisali, że IV RP stoi u bram i trzeba się strzec. Od wczoraj nie wiemy nawet o której rozbił się samolot. Internet zbiera ślady informacji i tworzy hipotezy na temat przyczyny katastrofy. Ci co nie lubią polskiej żałoby i cierpiętnictwa nazywają to teoriami spiskowymi. Rządu jakby nie było, choć perfekcyjnie zorganizował powrót zmarłych do Polski i pogrzeby, więc może nawet i jest. Coś tam słychać z tła, że kłócą się generałowie ze służbami. I służby wojskowe z cywilnymi. Ktoś chce odwołania ministrów. Ktoś zbiera podpisy pod petycją o międzynarodową komisję. Ktoś mówi, że nawet jak dowiemy się prawdy, to i tak zostaniemy z nią sami, jeśli będzie taka, o jakiej myślimy i nic nie będziemy mogli z nią zrobić. Ktoś podaje linki do zdjęć na rosyjskich portalach, na których widać kilkunastocentymetrową warstwę ziemi wymieszanej z rozbitymi szczątkami samolotu a między tym wszystkim, jakby przysypane popiołem strzępy ciał. I żarówki na pasie startowym… I Gruzja dwa lata temu… I chmura  z wulkanu na Islandii… I mgła dezinformacji.
Kto ma teraz czas na zostawanie świętym. Kto świętych dziś potrzebuje?
Lepiej znać się na interesach euro-atlantyckich i globalnym bełkocie korporacyjnym.
Tworzyć mgłę.

16 komentarzy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz